wtorek, 7 maja 2013

Bieg Transgraniczny Gartz - Gryfino

Kiedyś dawno dawno temu za górami za lasami w Gryfinie roku Pańskiego 2009 wystartowałem w swoim pierwszym biegu "o medal"  Gryfino-Gartz . Bieg ze średnim tempem powyżej 5 min na kilometr spowodował u mnie taką dumę i takie poczucie szybkości że wydawało mi się że powołanie do Kadry Narodowej to tylko kwestia czasu.... lata minęły a powołania nie ma :)

Tym razem z większym bagażem doświadczeń biegowych i większej ilości kilometrów w nogach ruszyłem w druga stronę. Majowa trasa z Gartz - Gryfino jest ponad kilometr dłuższa niż październikowa Gryfino - Gartz. Na starcie pojawiłem się dzięki namową przyjacielobiegacza z TT - Staszka. Jak to mówił "dawaj pobiegniesz poniżej 4:00 i wracamy do domu. Od razu wydawało mi się to skrajnym pomysłem bo swoje siły oceniałem przed startem na 4:10... i jak to bywa pierwszy kilometr wyszedł mi po 3:45.......


Staszka 3małem sie chyba do 4 tego kilometra. Rzuciłem wtedy coś w stylu "rób swoje" i tyle go widziałem  a ja zacząłem swoją walkę. Celem moim było skończenie biegu na max 50 miejscu co dawało "złoty medal". Cel ten dodał mi trochę skrzydeł na 3 km przed metą bo w głowie pojawiła sie myśl "a co będzie jak ten przede mną ( wtedy jakieś dobre 150 m) będzie 50 ty a ja skończę 51" Zaczęła się pogoń.....


.... oczywiście zakończona sukcesem, ale w tak zwanym miedzy czasie na "ogonie" siadło mi jakiś dwóch typków którzy chcieli wyrwać mi moje "złoto"...


Z samego finiszu nie pamiętam wiele. Naprawdę muszę powiedzieć że dałem z siebie wszystko. Ostatnie 100 m robiłem juz praktycznie po omacku bo miałem jakieś dziwne mroczki w oczach a nogi wydawały się jakby były z plasteliny.....





Na metę wpadłem ex aequo z Łukaszem ze Świnoujścia na 24 pozycji. Znalazłem się po raz pierwszy w upragnionych pierwszych 10 %  startujących z czasem 47:53 co dało średnią biegu 4:03 :) Na tą chwilę nie planuje kolejnych sprinterskich dystansów, chyba że znów Stachu mnie przekona......