czwartek, 13 czerwca 2013

Ultra Szczecin - Kołobrzeg 147 km

Piątek 7 maja godzina 17:59 i 55 sek, 5,4,3,2,1 START...........

Ruszyli, a ja z nimi na trasie swojego pierwszego dystansu ultra. 3,5 razy dłuższego od dystansu maratońskiego. 147 km ze Szczecina do Kołobrzegu. Obok mnie prawie setka śmiałków, a w mojej głowie mętlik jak będzie, jak się będę czuł, co będzie jak nie dam rady.......... 




Ale od początku. Byłem już rok temu na starcie do I edycji Ultarmaratonu ale z powodów "ważniejszych" nie dane mi było wystartować. Powiedziałem sobie - za rok..... 
Pierwszy raz brałem udział w Ultramaratonie biegowym i  sam fakt możliwości wysłania czegokolwiek na przepaki nie dawał mi spokoju. Co wysłać, o czym nie zapomnieć. Poszedłem torem że lepiej wysłać o dziesięć rzeczy za dużo niż jedną za mało. Po skorygowaniu z regulaminem i zaopatrzeniem w danych punktach paczki wyglądały tak:

Na każdy punkt poszła coca cola na którą mój organizm ma potrzebę w czasie wysiłku, banan, batony z Lidla za 0,59 pln, bułki, franfurkterki (lubie to) i tabletki z potasem i magnezem. Dodatkowo na odcinki poranne Tigerki, trochę dodatkowego izo, bluzę i czołówkę do Maszewa, oraz na świtanie świeża koszulkę i czapkę. Po biegu mogę powiedzieć ze z jedzenia przydały się tylko franfurkterki, banany i Lidlowskie batoniki. 

Trasa dzieliła się na 7 odcinków
1. Start - Sowno, około 30 km
2. Sowno - Maszewo, około 17 km
3. Maszewo - Nowogard, około 22 km
4. Nowogard - Płoty, około 21 km
5. Płoty - Brojce, około 20 km
6. Brojce - Byszewo, około 17 km
7. Byszewo - Kołobrzeg, około 19 km

No i poszło. Paczki przygotowane na STARCIE na wysyłkę


a my (Grabi, Jarek GK, Marinero, Ja :)) z uśmiechami na twarzy czekaliśmy za sygnał do startu.







Godzina 18:00, 7 czerwca 2013. Start II Ultramaratonu Szczecin - Kołobrzeg





1. Start - Sowno, około 30 km

Pierwsze kilometry przeleciały w tempie spacerowym. Odprowadzał nas do Basenu Górniczego kolega prawie z TT Dobi (dzięki), po drodze kilka kilometrów z kolega Łukaszem (50) poznanym na trasie. Fajna rozmowa na temat oczekiwań co do biegów i ogólnie pierdołach które spowodowały ze pierwsze 20 km zleciało bardzo szybko. Padło tez pytanie które później na trasie i na mecie słyszałem kilkukrotnie. PO CO? No własnie po co..... ciężko było odpowiedzieć, ale jak tylko pomyślałem o momencie jak przebiegam linie mety dostawałem gęsiej skórki. Może właśnie dlatego :) Na pierwszych kilometrach dało już sie zauważyć zaangażowanie wolontariatu w projekt biegowy organizatora Wojtka Furmanka. Na każdym miejscu w którym możliwa była pomyłka stał ktoś kto z uśmiechem na twarzy wskazywał właściwy kierunek. Jak sie okazało później cała trasa była doskonale przez nich obstawiona. Mieli takie swoje małe wolontariackie ULTRA. W nocy ich odblaskowe kamizelki były widoczne z daleka, a ich dobre słowo i kawa gdzieś na odludziu bezcenna.........






2. Sowno - Maszewo, około 17 km (47 km trasy)

Pierwszy punkt kontrolny i się przekonałem co miał na myśli Grabi mówiąc że PK ograniczymy do minimum. Ledwo złapałem oddech, 2 łyżki zupy a Grabi już stał przy wyjściu i powiedział że zaczyna iść. Jakaś masakra. Szybkie kilka łyków wody, napełnienie bidonów, izo i bułka w łapę i w drogę. Z tego tez punktu zabrałem czołówkę i przewiązałem się bluzą. Okazało się to trafne. Niespodzianką na trasie była "zemsta rolnika" - bieg po rzepaku. Trzeba to przeżyć :)

3. Maszewo - Nowogard, około 22 km (69 km trasy )

Grabi mówił wcześniej "....byle do Nowogardu, później to już z górki...". Ten odcinek wspominam najgorzej. Ciemno, ciemno, asfalt, ciemno.... spać :( Na tym odcinku zaczęło się wplatanie w bieg marszu i to nie z powodu jakiegoś skrajnego wycieńczenia ale ze względu na trasę. Długie ciemne odcinki po lesie sprzyjały wykręcaniu kostek, które mogły się jeszcze przydać na późniejszym etapie

Szybki przepak w Nowogardzie



4. Nowogard - Płoty, około 21 km (91 km trasy)

Jest pięknie, jest cudownie i nie ważne że boli. Przed startem obawiałem się biegania po "nizinach". Myślałem że brak elementów dla oka będzie działał depresyjnie. Pole, pole, las, rzepak, pole, wioska, nuuuda. Jednak rzeczywistość bardzo mnie zaskoczyła. Zachód i wschód słońca, morza mgieł na polach, dopingujące na trasie żurawie...... Było fajnie :)

5. Płoty - Brojce, około 20 km  (111 km trasy)- i pierwsze 100 km 

Ten etap to odliczanie do pierwszego w życiu przebiegniętego dystansu 100 km. Po wybiegnięciu z Płot  w świeżych ciuchach i coraz cieplejszych promieniach słonecznych zaczęło się odliczanie do setki


szybka fota i dalej do Brojec (a może Brojców )..............



6. Brojce - Byszewo, około 17 km (128 km trasy )

Na tym odcinku nastąpiło u mnie jakieś wyłączenie. Staram się cokolwiek przypomnieć z trasy i jedyna rzecz którą sobie przypominam to kocie łby zaraz za Brojcami, później jest pustka... chyba tutaj zdecydowaliśmy sie na uprzyjemnienie trasy muzyką. Chyba. Tak więc ten odcinek trasy sponsorowała nieśmiertelna PAKTOFONIKA :)...... PK w Byszewie i kawa. Tego mi było trzeba :)

7. Byszewo - Kołobrzeg, około 19 km ( Meta 147 km )

Na PK w Byszewie spotkaliśmy Darka Strychalskiego z którym dobiegliśmy już do mety. Darek niesamowicie skromna osoba która swoimi osiągnięciami mogłaby rozdzielić sporą grupę ludzi. 

Start na ostatni odcinek przyszedł nam bardzo ciężko. Najpierw szliśmy koło kilometra zanim zdecydowaliśmy się na trucht który i tak szybko znów zmienił się w chód. Długie proste  pozwalały kontrolować pozycję i na tym się skupiliśmy. Tak dotarliśmy do przedmieść Kołobrzegu

Ostatnie 2-3  kilometry kiedy już wiedzieliśmy że złamanie 19 h jest na tyle pewne że moglibyśmy to zrobić nawet idąc przebiegliśmy najszybciej na całej trasie. Pierwszym kopem który mnie (nas) pchnął do tego był telefon od Przyjacielobiegacza Krystiana i jego reakcja na informacje że idziemy. Usłyszałem w słuchawce ".... jak %#@@ idziecie do Mety!! Na Metę się wbiega a nie wchodzi...." Drugim bodźcem było wypatrzenie jakiegoś biegacza z tyłu.... i zaczął się sprint. Nie było mowy o jakiejkolwiek rywalizacji między nami, nasza trójka w tym momencie to jedność, ale ten czwarty....... więc lecieliśmy między zdziwionymi urlopowiczami. Jedni patrzyli z politowaniem na trojkę umorusanych biegaczy, jedni z podziwem po informacji od wolontariuszy którzy kierowali nas na każdym skrzyżowaniu że właśnie kończymy bieg ze Szczecina.... ostatnia prosta i meta.... złapaliśmy się wszyscy za ręce i trzymając je ponad głowa przekroczyliśmy Mete.  Oklaski, uśmiechy i zdjęcia.... cudownie. Brakowało mi tam jeszcze tylko mojej rodziny, choć wtedy pewnie bym się rozpłakał........







Podsumowując. Biegi ultra to inny wymiar biegania. Coś jakby taki dłuższy haj, amok, uniesienie. Na początku myśli po i co dlaczego ja to robię, później ( u mnie były to okolice 70 km ) wpadasz w jakiś trans. Wiesz wtedy że już nic nie jest w stanie Cię powstrzymać przed dotarciem do celu.Wrażenie jakby receptory odpowiedzialne na racjonalne myślenie i ból zostały wyłączone, liczy sie tylko zrobienie kolejnego kroku który przybliża Cię do mety, jeszcze jeden, i jeszcze i jeszcze...... Wspaniała organizacja biegu, super trasa pozwala sadzić że w przyszłości ten bieg mocno wryje się w polski kalendarz biegowy. Ja na pewno tam wrócę a Panu Wojtkowi życzę wytrwałości w realizacji tego cudownego projektu.............. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz